piątek, 25 grudnia 2015

{07} Rozdział 7

Na wstępie chcę wam podziękować za każde wejście i za każdy komentarz pozostawiony ;) Sprawia to ogromny uśmiech na mojej twarzy :) Dziękuje :*

Siedząc ostatnią godzinę przy stole, oparłam policzek na dłoni i jeżdżąc wzrokiem od linii do linii próbowałam znaleźć błąd, który psuł estetykę wykonanej pracy. Mrużąc podejrzliwie brwi, przypatrywałam się szkicowi z każdej strony i nie znajdując szkodnika, odepchnęłam sfrustrowana pracę na bok.
- Złość piękności szkodzi - zaśmiał się Matt, stając tuż obok mnie.
- To mi już nie ma co szkodzić - powiedziałam zmęczona, przecierając dłońmi zaczerwienione ze zmęczenia oczy.
- Kłamczucha - mierzwiąc mi włosy, odszedł szybko w stronę swojego biura,
- Fajfus - mruknęłam pod nosem, po czym wróciłam do wpatrywania się w rysunek.
- Słyszałem - krzyknął jeszcze mężczyzna, po czym zniknął za drzwiami.
- Co nie zmienia, że jesteś fajfusem  - mruknęłam pod nosem, i ściskając palcami grzbiet nosa, zamknęłam na moment oczy, po czym biorąc głęboki oddech, wraz z nowymi siłami do rysowania otworzyłam oczy i zmazując wszystkie linie zaczęłam na nowo.
***
- Kochanie wróciłam - zrzucając buty tuż zaraz przy drzwiach, ruszyłam w stronę pokoju mojego małego rozrabiaki, skąd było słychać głośne wybuchy śmiechu. Bardzo powoli wdrapując się na górę po schodach, podeszłam do odpowiednich drzwi i naciskając klamkę, zaśmiałam się pod nosem, na widok umazanej farbą Louise, przywiązanej do krzesła oraz z Theo który wraz z przyjacielem Lou, Nathanem, przebrani za Indian stali nad dziewczyną i bezczelnie śmieli jej się w twarz.
- I co teraz kolorowa twarzo łyso ci? - zaśmiał się Nate, przejeżdżając palcem po policzku dziewczyny.
- I kto teraz się śmieje ostatni? - zapytał poważnie Theo, posyłając dziewczynie na koniec przepiękny uśmiech.
- Ja - powiedziałam rozbawiona, zawstydzając tym samym każdego w pokoju - A co tu za zamachu na Lou? - przytulając się do syna, spojrzałam z uśmiechem na zarumienionego Nathana, który zawstydzony zaczął rozwiązywać Lou.
- Fantazje erotyczne chyba im się załączyły - powiedziała cicho dziewczyna, wybuchając po chwili głośnym śmiechem.
- No wiesz co Theo jest trochę za mały - powiedziałam udając oburzenie, aby po chwili puścić dziewczynie, porozumiewawcze oczko.
- Za to Niall i Zayn nie - puszczając mi oczko, wyszła z pokoju ciągnąc za sobą Nate, za rękę.
- Dzikus - krzyknęłam za nią, po czym kucając przy małym, poczochrałam mu fryzurkę - Co ty na to, ja, ty i kawiarenka na rogu? - zapytałam synka uśmiechając się lekko.
- Pod jednym warunkiem - powiedział szatyn wystawiając w moją stronę palec wskazujący - Pozwolisz mi zamówić duże lody.
- Zgoda - potwierdzając to kiwnięciem głowy, podeszłam do szafy w pokoju i wyciągając krótkie dżinsowe spodenki do kolan i jakąś koszulkę z marvelkiem, podałam to maluchowi, który dwa tygodnie temu nakrzyczał na mnie, że jest już za duży abym go ubierała - Ubierz się ja zaraz też przyjdę - całując go soczyście w policzek, poszłam do siebie, gdzie ołówkową spódnicę i białą bluzkę, zamieniłam na koszulkę z krótkim rękawkiem i krótkie ogrodniczki dżinsowe. Czesząc jeszcze szybko włosy w kitkę na czubku głowy, wzięłam małą torebkę, gdzie włożyłam portfel i telefon. Gotowa wyszłam do przedpokoju, gdzie już stał gotowy Theo ze zniecierpliwioną minką na twarzy.
- Kobiety - jęknął unosząc dłonie do góry - Dłużej się nie dało?
- Dało - pstrykając go delikatnie w nosek, uśmiechnęłam się szeroko i biorąc jego malutką dłoń w swoją zeszliśmy na dół, gdzie zakładając na nogi takie same czarne trampki, wyszliśmy z domu. Idąc w stronę kawiarni, minęliśmy po drodze Liama, który zapatrzony w telefon nawet nas nie zauważył,
***
Czytając w łóżku książkę, nagle podskoczyłam do góry, przestraszona wibracją, która wydobyła się z mojego telefonu. Marszcząc w dezorientacji brwi, włożyłam rękę pod poduszkę i na dotyk, próbowałam wymacać telefon, który już po chwili znajdował się w mojej dłoni. Odblokowując zdziwiłam się na widok małej koperty w rogu ekranu, naciskając na nią otworzyłam nową wiadomość, której nadawcą okazał się Niall.
Od: Niall
Hej xx 
Miałabyś może ochotę wyskoczyć ze mną jutro na herbatę?
N xx
Uśmiechając się na samą myśl, o spotkaniu z blondynem, nie wahałam się ani sekundy dłużej tylko od razu zabrałam się za odpisywanie.
Do: Niall
Hejka ;)
Myślę, że z chęcią wyskoczę z tobą na herbatę :P
I xx

Odkładając telefon obok siebie na materac, chwyciłam ponownie za książkę, ale nie dane mi było nawet doczytać zdania kiedy otrzymałam kolejnego esemesa.

Od: Niall
Uff kamień z serca ;D Już się bałem, że odmówisz xx

Do: Niall
A ty od razu same czarne scenariusze :P Zostaw to dramatopisarzom :P

Śmiejąc się do telefonu, chciałam już go odłożyć, kiedy wibracja dała mi znać o nowej wiadomości tekstowej.

Od: Niall
A może jestem ukrytym dramatopisarzem? :P 

Do: Niall
Hmm jak przymknę jedno oko i zamknę drugie to można cię pomylić z jakimś Szekspirem :P

Od: Niall
Widzę, że żarty się ciebie trzymają :P To dobrze bo ja to raczej wesoły chłopak jestem :P

Do: Niall
A jaki skromny :P

Od: Niall
Po mamie ;)
Wybacz muszę iść pomóc w czymś tam Lou =D Dobranoc i słodkich snów xx

Do: Niall
Spoczko ;) Słodkich koszmarów Nialler xx

Odkładając telefon na ładowarkę, wstałam z łóżka i stwierdzając, że z czytania już nici, poszłam wyszykować się do snu. Załatwiając wszystkie potrzeby w toalecie, ubrana jedynie w jakąś starą koszulkę Zayna, która została mi w spadku bo naszym związku, a teraz robiła mi za piżamę, weszłam pod kołdrę i zakopując się w pościeli zamknęłam oczy i dałam się ponieść sennym marzeniom o idealnym życiu.

niedziela, 6 grudnia 2015

{06} Rozdział 6

- Is weź go ode mnie, proszę! - słysząc wręcz błagalny wrzask Lou z dołu, przewróciłam oczami i całując zasypiającego synka w czoło, na dobranoc odłożyłam książeczkę z bajkami na szafeczkę nocną i wychodząc cicho z pokoju skierowałam się na dół, gdzie zastałam Louise i Luke'a w dwuznacznej sytuacji. Otóż blondyn siedział na biodrach dziewczyny , która leżała na podłodze, w dodatku unieruchomił jej ręce swoimi nad jej głową.
- Co tu się dzieje? - zapytałam marszcząc podejrzliwie oczy.
- Też chcę to wiedzieć - powiedziała prawie płaczliwie nastolatka, próbując zwalić mojego kuzyna z siebie, co doprowadziło jedynie do tego, że chłopak zaczął się śmiać.
- Luke?
- Doigrała się - powiedział jak gdyby nigdy nic, wzruszając beztrosko ramionami - Mogła nie mówić, że jestem użelowanym pajacem, który uważa się za 8 cud świata, kiedy w rzeczywistości jestem tylko niechlujną świnią - robiąc z ust dzióbek, przybliżył swoją twarz do twarzy Lou - A więc pokazuje jej kto jest górą - uśmiechając się szeroko, przejechał swoim językiem po policzku dziewczyny, co spotkało się z głośnym piskiem i czymś co brzmiało jak "Fuj".
- Ogarnij dziecko - zakładając ręce na piersi, spojrzałam na kuzyna z góry - Nie zachowuj się jak obrażony 5-latek, a teraz grzecznie zejdziesz z Louise pomożesz jej wstać, a na koniec ładnie przeprosisz - zaczęłam mówić, na co chłopak zrobił płaczliwą minę - I bez fochów mi tutaj - dodałam i dla podkreślenia swoich słów, wyszłam z pokoju i skierowałam się do sypialni Theo.
***
Przecierając zmęczoną twarz dłońmi, próbowałam nanieść poprawki w projekcie nad którym pracowałam, ale jedyne co zwojowałam to zacięcie się programu zwanego Autocad. Powstrzymując chęć mordu na firmowym komputerze, zamknęłam oczy i próbując oczyścić głowę z natłoku myśli zaczęłam liczyć od 1 do 10 i z powrotem.
- Pomaga coś czy raczej nie? - słysząc jak zawsze wesoły głos Matt'a za sobą, jeszcze mocniej zacisnęłam powieki.
- Powiedz, że moja zmiana dobiegła końca, a wycałuje cię od stóp do głów - wymamrotałam pod nosem otwierając powoli oczy.
- Niestety jeszcze 5 minut - zaśmiał się mężczyzna, a jego wesołość sprawiła, że jego brązowe oczy zabłysły wewnętrznym światłem.
- Powiedz mi więc, dlaczego ściągnęliście mnie tutaj? - zapytałam zmęczona, opierając policzek na dłoni.
- Maggy mówiła ci już, mamy braki w kadrach - puszczając mi oczko, poklepał mnie pocieszająco po ramieniu - Tylko miesiąc będziesz musiała tu przychodzić, później będziesz mogła znów pracować w domu - słysząc jęk rozpaczy, który wydostał się z  moich ust, zaśmiał się gardłowo i poszedł męczyć innego pracownika.
- Za jakie grzechy? - wymamrotałam pod nosem, patrząc załamanym wzrokiem do góry.
***
Trzaskając drzwiami wejściowymi, zmęczona oparłam się plecami o ich drewnianą powłokę i ledwo się schylając powoli wzięłam się za zdejmowanie butów. Kiedy jeden już został zdjęty usłyszałam jakieś wesołe głosy z salonu. Marszcząc delikatnie brwi, zdjęłam drugą sztukę obuwia, i odkładając je na miejsce, wyprostowałam się dumnie i mrużąc na moment oczy, próbowałam przybrać jak najbardziej rozbudzoną postawę. Kiedy stwierdziłam, że doprowadziłam się jako tako do używalności, dumnym krokiem weszłam do salonu, gdzie oprócz Lou, Luke'a i Theo siedziało pięciu mężczyzn. Otwierając szerzej oczy na widok jednego z nich, poczułam jak moje serce na moment zamiera, aby po chwili zacząć bić w jeszcze szybszym tempie.
- Hej Niall - powiedziałam cicho, omijając obojętnym wzrokiem wysokiego chłopaka o ciemnych włosach, który ze zmarszczonymi brwiami, patrzył na mnie podejrzliwie - Co to za nalot na mój dom z kolegami? - podchodząc do blondyna, pocałowałam go delikatnie w policzek na przywitanie,
- Izzy - powiedział uśmiechnięty chłopak  - Czas poznać nowych sąsiadów - puszczając mi oczko, położył swoją dłoń na dole moich pleców, po czym delikatnie popchnął mnie w stronę uśmiechniętego chłopaka o kasztanowych włosach i niebieskich oczach - Zaczniemy od najstarszego, a więc to jest Louis, ma 180 cm wzrostu, lubi piłkę nożną i panicznie boi się gołębi - wyżej wymieniony chłopak, uśmiechnął się tylko szerzej i potwierdzająco skinął głową.
- Isabelle - powiedziała niepewnie, na co Louise wybuchnęła śmiechem, za co została zgromiona wzrokiem przez Nialla, który popchnął mnie dalej, przez co się potknęłam i wpadła prosto w objęcia chłopaka, który przyszedł do mnie z nietypową sąsiedzką prośbą.
- Liam - powiedział chłopak i posyłając mi uśmiech, pocałował mnie w dłoń, jak na angielskiego dżentelmena przystało.
- Isabelle - wymamrotałam ponownie, na co teraz do śmiechu Lou, dołączył Luke, który dotychczas malował z Theo malowanki.
- Kolejny jest Harry - powiedział niczym nie zrażony Niall, podprowadzając mnie do najwyższego ze zgromadzonych tu chłopaków. Jego ciemne włosy były pokręcone, a zielone oczy, błysnęły rozbawieniem, na widok zaangażowania Nialla.
- Czuję się jak na randce w ciemno - powiedział głębokim głosem chłopak, co spowodowało, że zachichotałam cicho.
- Ja też - powiedziałam niepewnie, ponieważ ostatni w kolejce był Zayn, mój Zayn...
- Ostatni w klejce jest były członek One Direction - powiedział porozumiewawczo Niall do mojego ucha - Naprawiamy z nim relację, więc dlatego tutaj jesteśmy - podchodząc do chłopaka, popchnął mnie delikatnie w jego stronę. Przygryzając nerwowo wargę bardzo powoli uniosłam głowę do góry i napotkawszy dobrze znane mi brązowe oczy, poczułam jak uginają mi się nogi w kolanach - To jest nasz buntownik Zayn - zaśmiał się Niall, nieświadomy, że właśnie mierzymy się z Zaynem wzrokiem.
- Izzy - wymamrotał cicho, na co mocniej przygryzłam wargę - Dużo czasu minęło od ostatniego spotkania - uśmiechając się delikatnie, popatrzył na mnie z góry - Wydoroślałaś i stałaś się jeszcze piękniejsza.
- Ciebie też miło widzieć Zee - wymamrotałam i odwracając się do niego plecami podeszłam do synka i kucając obok niego, spojrzałam na rysunek który malował - Tu wyszedłeś za linię - powiedziałam cicho, próbując zignorować zaskoczone spojrzenia zgromadzonych w tym pokoju ludzi.
- To wy się znacie? - wymamrotał nagle Niall, przerywając ciszę, która zapadła w pokoju.
- Stare dzieje - powiedziała unosząc dumnie głowę do góry - Nic ważnego - wstając z podłogi, spojrzałam na Lou, która obojętnym wzrokiem patrzyła na wszystkich.
- To jest posrane - powiedziała dziewczyna, po czym wzruszając ramionami, spojrzała najpierw na Theo, później na Zayna, a na koniec na mnie. W jej wzroku wyczytałam, że domyśliła się prawdy.
- Lou pójdziesz ze mną na moment na górę? - zapytałam.
- Jasne - kolega Nialla wstał z kanapy i ruszył w moją stronę wywołując śmiech u wszystkich.
- O mnie chodziło głąbie - powiedziała brunetka i przewracając oczami, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na górę, gdzie od razu przyparła mnie do ściany - Zayn jest ojcem Theo - powiedziała podekscytowana z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Prawda - wymamrotałam cicho, zamykając oczy.


Okej wyszła chujnia wujnia dzikie węże, ale chciałam coś w końcu dodać. przepraszam za marny rozdział, ale mam taki urwał, że nawet nie wiem w co ręce wsadzić. Dzisiaj piszę na szybko, podczas opieki nad moimi małymi siostrzeńcami, więc nawet nie wiem czy coś się zgadza czy nie, ponieważ nie mam czasu na sprawdzenie. Przepraszam ;(

poniedziałek, 16 listopada 2015

{05} Rozdział 5

Decydując się na wersję, że wczorajsze zobaczenie Zayna, na podjeździe domu obok, było tylko złudzeniem bądź snem, założyłam  na bose stopy kapcie i nie przejmując się, że jestem ubrana jedynie w piżamę, która składała się z krótkich różowych spodenek i białej koszulki z jakimiś misiami, zeszłam na dół do kuchni gdzie już zastałam Lou, Theo i Luke'a.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, wstawiając w tym samym czasie wodę na herbatę.
- Hej - wymamrotał szczęśliwy Hemmings, pokazując przy tym rządek swoich bielutkich od wybielania ząbków.
- Bry - wymamrotała zaspana Lou, leżąc całym ciałem na blacie stołu.
- Mamuś zrobisz mi płatki?- słysząc pytanie synka, jedynie posłałam mu uśmiech i kiwając głową na zgodę, wyciągnęłam z szafki jego ulubioną miskę i pudełko czekoladowych kulek.
- W ogóle jakaś pani tu była jak spałaś - powiedział nagle Luke, zwracając tym samym na siebie uwagę.
- Co chciała? - zapytałam zalewając płatki mlekiem.
- Mówiła coś o jakiś nowych sąsiadach i coś o jakimś cieście - wzruszając ramionami, wziął kęs swojej kanapki - Jakaś dziwna była - dodał z pełną buzią, przez co wypluł trochę zawartości swojej jamy ustnej na stół.
- Jesteś obrzydliwy - powiedziała zniesmaczona Louise, podnosząc się do pozycji siedzącej - I, że jestem twoją fanką, to żenujące - dodała po chwili, przybijając sobie tak zwanego "facepalma".
- Jesteś fanką bo jestem zajebisty - powiedział zadowolony blondyn, oblizując sobie palce.
- Raczej byłam fanką dopóki nie poznałam swojej zajebistości na żywo - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się delikatnie - Tak mnie oślepiła swoim blaskiem, że oślepłam i już zamiast Boskiego Luke'a Hemmingsa widzę Śmierdzącego Luke'a Nie umiejącego normalnie zjeść Hemmingsa.
- Zołza - powiedział rozbawiony chłopak, wystawiając w jej stronę język.
- Dzieci - przewracając oczami, zaśmiałam się pod nosem i stawiając przed synem miskę z płatkami, postawiłam swoją herbatę na stolę i zajęłam wolne miejsce naprzeciwko Theo.
***
Słysząc pukanie do drzwi, przewróciłam oczami i odkładając książkę na stolik do kawy, uprzednio zaznaczając gdzie skończyłam czytać, ruszyłam w stronę drzwi, które z zamachem otworzyłam.
- Hej - widząc uśmiechniętą twarz Nialla, przed sobą, stałam jak wryta i nie wiedziałam co robić, opcja a) zamknąć drzwi i ponownie je otworzyć, aby zobaczyć czy to nie sen, b) Udać, że go nie znam zamknąć drzwi i powrócić do czytania książki c) Przywitać się z blondynem i wpuścić go do środka. Hmm trudny wybór.
- Hej - uśmiechając się szeroko, gestem ręki zaprosiłam go do środka - Wchodź - A więc opcja c) wygrała.
- Przyszedłem się przywitać i zapytać czy kawa nadal aktualna? - uśmiechając się szeroko, stanął obok drzwi i czekał na moją decyzję.
- Hmm jasne - wymamrotałam poprawiając nerwowo włosy, które opadały mi cały czas na twarz - Dasz mi tylko pięć minut na przebranie? - zapytałam, marszcząc delikatnie brwi.
- Jasne - kiwając głową, spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- To może rozgość się w salonie, zaraz będę - wbiegając szybko po schodach, wpadłam do swojego pokoju i zdejmując z siebie dresy i koszulkę, w samej bieliźnie podbiegłam do szafy i otwierając ją szeroko zaczęłam szukać, czegoś co by się nadawało do ubrania. Decydując się w końcu na przewiewną sukienkę do kolan na ramiączka, szybko założyłam ją na siebie i poprawiając swoje blond włosy, chwyciłam w garść małą czarną torebkę, gdzie miałam już portfel i dokładając tam telefon, wybiegłam z pokoju i zbiegając po schodach wpadłam do salonu, gdzie Niall rozmawiał z Lukiem, tak jakby się już bardzo dobrze znali.
- Możemy już iść - powiedziałam z uśmiechem do chłopaka, który słysząc moje słowa, przybił z Hemmo piątkę i podszedł do mnie.
- No to idziemy Izzy - uśmiechając się przyjaźnie ruszył w stronę wyjścia, gdzie poczekał aż założę na stopy czarne vansy.
***
- Znasz się z Lukiem? - zapytałam zaciekawiona, patrząc na blondyna, który siedział naprzeciwko mnie przy stoliku w przytulnej kawiarence pani Sugg.
- Był z nami w trasie - powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Przecież Luke jest piosenkarzem, a nie piłkarzem - powiedziałam zdezorientowana.
- Też jestem piosenkarzem - powiedział chłopak wzruszając ramionami - Czekaj, czekaj to ty nie wiesz? - zapytał zaskoczony, a jego usta przybrały kształt litery "o".
- Ale czego? - zapytałam marszcząc brwi.
- Śpiewam w sławnym zespole - powiedział powoli.
- Coś typu The Wanted? - zapytałam przypominając sobie jak kiedyś na studiach, moja znajoma szalała na punkcie jakiegoś Max'a, czy jakoś tak.
- Nasza nazwa jest trochę inna - bawiąc się swoim kubkiem, unikał mojego spojrzenia - Nazywa się One Direction - kiedy tylko wymówił tą nazwę, poczułam jak moje serce na moment staje aby już po chwili bić w przyspieszonym rytmie.
- Słyszałam kiedyś o tym zespole - wymamrotałam niepewnie - To tam śpiewa Zayn Malik?
- Już nie - powiedział smutno - Odszedł od nas jakiś czas temu.
- To jak się stało, że taki sławny koleś jak ty wylądował w Bradford? - zapytałam, odchrząkując aby pozbyć się chrypy, a także aby zmotywować się, aby nie oceniać książki po okładce.
- Postanowiliśmy całym zespołem zamieszkać z dala od zgiełku i wznowić więź jaka nas łączy - wzruszając ramionami spojrzał na mnie z rumieńcami na twarzy - Nie przeszkadza ci, że jestem sławny? - zapytał nieśmiało.
- A to ty sławny jesteś? - zapytałam przekornie z uśmiechem - Dla mnie jesteś Niallem Horanem, zagubionym chłopakiem, któremu zaniemógł samochód i któremu pomogłam na drodze, chłopakiem z którym wymieniam od czasu do czasu korespondencję oraz ze zwykłym człowiekiem który jest jak każdy z nas, tylko jego marzenia się spełniły.
- Ooooo - wymamrotał zarumieniony chłopak - Dziękuje to wiele dla mnie znaczy - wymamrotał zmieszany.
- No to teraz opowiadaj jak to jest być sławnym, ale nadal normalnym chłopakiem.
- To jest niesamowite - zaczął opowiadać, a jego oczy zaczęły błyszczeć jak gwiazdy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to normalny chłopak, który spełnia swoje marzenia i kocha to co robi.
***
- Dziękuje za wspaniały dzień - powiedziałam zgodnie z prawdą, stając przed blondynem, który uparł się, że odprowadzi mnie pod same drzwi.
- To ja dziękuje, że nie uciekłaś jak dowiedziałaś się prawdy - uśmiechając się nieśmiało w moją stronę, przytulił mnie delikatnie na pożegnanie i ruszył w stronę furtki, mijając po drodze Lou, która szła z Theo do domu.
- Czy to był Niall Horan z One Direction? - zapytała podchodząc do mnie.
- Tak - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Serio? - powiedziała załamana, wpuszczając młodego do domu - Dzisiaj serio mam jakiegoś pecha.
- Jak to? - zapytałam nie rozumiejąc jej słów. Z tego co wiedziałam to kiedyś była ich fanką i nadal ma kilka ich piosenek na telefonie.
- To jakiś koszmar - powiedziała powoli, zdejmując buty w hallu - Stałam przy kasie na swojej zmianie w supermarkecie, kiedy wpadło mi do sklepu jakiś czterech debili i rozbijali się sklepowymi wózkami po alejkach, śmiali się głośno, hałasowali, jednym słowem dzicz w mieście - kierując się za dziewczyną do salonu, siadłam naprzeciwko niej - Olewałam ich ile się dało, ale jak podeszli do kasy do nawrzeszczałam na nim, że tak się nie wolno zachowywać i że inni chcą zrobić zakupy w normalnym miejscu, podnoszę na nich wzrok a to One Pieprzone Direction i wiesz co było najlepsze? Że stali jak te osły i nie wiedzieli co zrobić.
- Jak to czterech? - zapytałam marszcząc brwi.
- No Liam, Louis, Harry i Zayn - powiedziała wzruszając ramionami - Bo jak się okazuje Niall był z tobą - poruszyła zabawnie brwiami do góry i dołu - Opowiadaj jak się stało, że znasz Nialla Horana?
- Nie tylko jego - wymamrotałam pod nosem, mając przed oczami, ciemno brązowe oczy Malika.
- A więc wszystko zaczęło się jak wracałam z Theo samochodem od rodziców z Londynu....

Mądra ja usunęłam jakoś rozdział, który napisałam wcześniej. Tak, tak brawa dla tej pani. Nie wiem jak to zrobiłam ;) Ale wydaje mi się, że ten jest trochę lepszy od poprzedniego ;) Proszę napiszcie mi wasze wrażenia oraz jak wam się podoba nowy szablon ;)
Zapraszam również na opowiadanie oczami Louise ;)

poniedziałek, 2 listopada 2015

{04} Rozdział 4

13.04.2015 r.
Nialler!
Co u ciebie nowego? Jak się czujesz? Mam nadzieję, że czarodziejski przepis babci Moore, pomógł ci w walce z tą okropną grypą. U nas także ostatnimi czasy za ładnie nie było. Zimno, deszczowo, a do tego jeszcze nadmiar pracy i mało czasu na zabawę z Theo, co odbiło się na jego humorach, które pokazywał coraz częściej. Na szczęście znalazł się ktoś kto mi pomógł. Nazywa się Louise i jest z daleka, przeprowadziła się tutaj na studia, szukała pracy i mieszkania więc postanowiłam jej pomóc. Nie tyle co ze mną mieszka, ale również pomaga w obowiązkach przy Theo. Mimo młodego wieku to zaradna dziewczyna i bardzo mądra. Cieszę się, że los postawił mi ją na drodze, może to rekompensata od losu za brak ojca w życiu mojego syna, a może to tylko przypadek. Nie mam pojęcia czas pokaże. Nie mogę się także doczekać twojej przeprowadzki tutaj. Mam ochotę zabrać cię na gigantyczną kawę, którą podają w nowo otwartym lokalu na głównej ulicy miasta. Czekam ze zniecierpliwieniem na twoją odpowiedź. 
Twoja przyjaciółka
Izzy xx
26.06.2015 r.
- LUKE! - krzyknęłam donośnie na blondwłosego chłopaka, który skakał po kanapie razem z moim 3 letnim synem - Zrobicie sobie krzywdę - powiedziałam już trochę łagodniej.
- Przestań robić w gatki, za każdym razem jak się w coś z młodym bawimy - puszczając mi oczko, odbił się mocno od miękkiej kanapy, po czym z hukiem spadł na podłogę. Łapiąc się za nogę, zaczął się głośno śmiać. Podchodząc powoli do niego, kucnęłam przy nim i pacnęłam go w ramie.
- Coś ci się stało? - zapytałam cicho, siadając na drewnianej podłodze, biorąc na kolana Theo, który zmartwiony patrzył na swojego ulubionego wujka.
- No coś ty - zaśmiał się szczerze, podnosząc się do pozycji siedzącej - Chcę to powtórzyć.
- Powaliło cię człowieku - przewracając oczami, poklepałam go po ramieniu, po czym kładąc mu małego na brzuchu, wstałam z podłogi, aby odebrać dzwoniący w kuchni telefon.
~ Tak? - zapytałam wciskając zieloną słuchawkę.
~Hejka Izzy - słysząc głos Nialla, uśmiechnęłam się delikatnie - Ta kawa z kwietnia nadal aktualna? - zapytał roześmiany, a w tle było słychać jakieś krzyki i wybuchy śmiechu.
~Jasne - odpowiedziałam lekko zdziwiona, marszcząc delikatnie brwi, na widok ciężarówki z firmy przewozowej, parkującej na podjeździe domu obok - Jak tylko przyjedziesz do Bradford to możemy gdzieś iść - dodałam odsuwając się od okna.
~No to jesteśmy umówieni - powiedział radośnie, po czym nasza rozmowa się zerwała. Marszcząc brwi w zdziwieniu, wcisnęłam czerwoną słuchawkę i blokując telefon, wcisnęłam go do kieszeni szortów które miałam na sobie.
- To było dziwne - mruknęłam pod nosem i kierując się z powrotem do salonu, spojrzałam z politowaniem na mojego kuzyna, który wraz z Theo, odwalał jakieś dzikie densy na środku stolika do kawy - Dzieci zbieramy się idziemy na plac zabaw - powiedziałam głośno wywołując tym samym salwę radości, ze strony tych 3-letnich dzieci. Przewracając jedynie oczami, skierowałam się do przedpokoju, gdzie wyciągając z szafki na buty, bordowe trampki zaczęłam wciskać je na stopy. Słysząc jednak stukot stóp na schodach, podniosłam głowę do góry, napotykając tym samym Louise, która w pośpiechu wybiegła z domu, rzucając jedyne krótkie "Pa".
- Gdzie Lou pobiegła? - zapytał uspokojony już Luke, stając obok mnie z moim synkiem na rękach.
- Pewnie szef z pracy dzwonił - wzruszając ramionami, wyprostowałam się i spojrzałam na chłopaków z dumą, ponieważ ten mniejszy jak i większy mieli już zawiązane buty na nogach - Idziemy?
- Jasne - odpowiedział szybko blondyn, po czym poprawiając sobie chłopczyka na biodrze, wyszedł na dwór, czekając na podjeździe, aż zamknę drzwi na klucz.
***
- Chcesz coś do picia? - zapytałam sie Luke'a, który bacznie przyglądał się Theo, czy aby na pewno nie dzieje mu się krzywda. 
- Nie dziękuje - powiedział szybko, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Ja idę po kawę - poinformowałam go, po czym wstając z ławki, wzięłam jedynie z torebki portfel i wiedząc, że z Lukiem jako opiekunek małemu nic się nie stanie, ruszyłam do kawiarenki, po drugiej stronie ulicy, gdzie była najlepsza kawa na wynos. Rozglądając się dokładnie przed ulicą, szybko przebiegłam przez ulicę i nie patrząc nawet na sylwetki jakiś chłopaków, stojących przed lokalem, chwyciłam za klamkę drzwi i pociągając je do siebie, weszłam do środka, uśmiechając się na sam zapach kawy, który dotarł do mojego nosa. nadal uśmiechając się szeroko do samej siebie, podeszłam do lady, gdzie obsługiwał Ed, biedny nastolatek, który dorabiał tu na swój pierwszy samochód.
- Hejka Eddy - przywitałam się z rudowłosym chłopakiem, wyciągając jak zawsze jedną z karteczek z wróżbami, która stała w wazie, zaraz przy słoiku na napiwki.
- Belle - uśmiechając się szeroko, chłopak wyprostował się, pokazując tym samym swoją wysoką sylwetkę, która przy moich 157 cm, górowała i to bardzo - To co zawsze?
- Jasne - uśmiechając się do chłopaka, chwyciłam zgiętą kartkę, pomiędzy palce, po czym szybko ją wyprostowałam. Czytając wróżbę na dziś, uśmiechnęłam się pod nosem - Co ci dzisiaj wyszło? - zapytał rudzielec, włączając spieniacz do mleka. 
- "Samotny wilk ponownie wejdzie na ścieżkę twojego życia" - zacytowałam przewracając oczami - A szczęśliwe liczby na dzisiaj to 9, 22, 19 i 5 - dodałam na koniec, wciskając skrawek papieru do tylnej kieszeni szortów.
- Pani Chang znowu przy szalała z wróżbami - zaśmiał się Ed, podając mi kubek, na którym oprócz zdrobnionego imienia, widniał krasnalek.
- Widzę, że coraz lepiej ci idzie - śmiejąc się z kolejnego, lekko nieudolnego rysunku znajomego, zapłaciłam za kawę i ruszyłam w stronę wyjścia. Wychodząc na dwór, uśmiechnęłam się lekko do siebie, po czym mrużąc oczy spojrzałam radośnie na promienie słoneczne, które rozpieszczały nas dzisiaj swoją obecnością. Słysząc klakson samochodu, szybko otrząsnęłam się z krainy marzeń i upijając ze swojego kubka Karmelowe latte, ruszyłam w drogę powrotną na plac zabaw. Ponownie przechodząc obok tych chłopaków, wydawało mi się, że mignęła mi jasna czupryna Nialla, ale szybko rezygnując z tej myśli, wróciłam do Luke'a i Theo, którzy bawiąc się w łapki czekali na mój powrót. 
***
Słysząc pukanie do drzwi, skrzywiłam się nieznacznie, po czym wstając z kanapy ruszyłam do przedpokoju, czekając na cud, że ktokolwiek jest pod moimi drzwiami już sobie poszedł, ale ciągłe "pukanie" do drzwi, utwierdziło mnie w myśli, że ktoś namolny postanowił przyjść z wizytą o godzinie 19 w ten jakże cudowny dzień. Przekręcając klucz w drzwiach, bardzo powoli otworzyłam drzwi, co ułatwiło mi zobaczenie twarzy, nieznanego mi chłopaka. Marszcząc delikatnie brwi, otworzyłam szerzej i przeskanowałam go wzrokiem. Około 22 lal, 185 wzrostu, krótkie brązowe włosy i tego samego koloru oczu oraz cecha charakterystyczna znamię na szyi. Nie nie znam.
- Przepraszam za najście - słysząc jego głęboki, ale melodyjny głos, poczułam się jak małe dziecko - Jestem nowym sąsiadem z domu obok i przyszedłem z nietypową prośbą - drapiąc się nerwowo po karku, cały czas zerkał za siebie, jakby czekał na ratunek.
- Nic się nie stało - wydukałam zaskoczona, odchylając głowę do góry, aby mieć dobry widok na oczy bruneta - Więc co cię to mnie sprowadza? 
- Miałabyś pożyczyć rolkę papieru toaletowego? - zapytał zawstydzony, a jakie policzki przybrały barwę czerwonej cegły.
- Jasne - powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem, zaprosiłam go gestem dłoni, do wejścia do przedpokoju, a sama ruszyłam do składzika, gdzie trzymałam wszystkie przybory domowe. Biorąc z półki rolkę papieru, wróciłam do bruneta, który nadal stał na wycieraczce przed drzwiami i nerwowo rozglądał się dookoła - Proszę - podałam mu papier z uśmiechem na ustach - I już się tak nie wstydź to normalna rzecz  - dodałam, aby dodać mu trochę otuchy.
- Dziękuje - wymamrotał, po czym potykając się na schodach, szybko ruszyła do swojego domu, gdzie na podjeździe stał odwrócony do mnie plecami chłopak, ubrany w ciemne spodnie i czarną skórzaną kurtkę. Tajemniczy chłopak, jakby czując moje spojrzenie na swojej sylwetce odwrócił się w moją stronę przodem, tak że idealnie mogłam zobaczyć jego twarz. Otwierając szeroko oczy, szybko zamknęłam oczy, ale i tak zdążyłam zobaczyć jego zaskoczony wyraz twarzy i papieros, który z zaskoczenia wypadł mu z dłoni. Tajemniczym chłopakiem z podjazdu mojego sąsiada, był nie kto inny tylko on - Zayn Malik.
Czując napływające do oczu łzy, zjechałam po drewnianych drzwiach, na podłogę, gdzie nie patrząc na nic zaniosłam się szlochem.


Przepraszam ale jakoś nie umiałam się zmotywować do pisania i tak o to tym sposobem wyszedł ten chłam. Przepraszam ;( 
Mam też do was prośbę, chciałam zmienić szablon na opowiadaniu, ale nie umiem się zdecydować na nagłówek, pomożecie mi? Chyba, że może któraś z was zajmuje się czymś takim i chce mi pomóc? Proszę o komentarz ja naprawdę nie gryzę :P 
1)
2) 

3)



poniedziałek, 19 października 2015

{03) Rozdział 3

16.05.2013 r.
Witaj!
Wiem miałam już nie pisać, ale nie wiem już co mam robić. Dzisiaj Theo wylądował w szpitalu. Ostre zapalenie płuc. Nie wiem już co mam ze sobą zrobić, co ze mnie za matka, że pozwoliłam dziecku aż tak poważnie zachorować. Dlaczego spotkało to akurat nas? To taki drobny chłopczyk. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego szybko. Kocham go nad życie, jest dla mnie wszystkim, nie umiałabym żyć bez niego. Nie chcę nawet myśleć o czarnych scenariuszach, ponieważ głęboko w sobie czuję, że wyjdzie z tego, w końcu ma twoją siłę. Mimo to, proszę przyjedź do nas. Poznaj w końcu swojego syna. Jesteśmy w jednym Bradfordskim szpitalu, nie da się go pomylić z innym. Nigdy cię o nic nie prosiłam, proszę zrób to, jak nie dla mnie to dla naszego syna, niech w końcu pozna tatę. Wybacz, ale już się gubię w tym wszystkim, próbuję z całych sił być zarówno mamą jak i tatą, ale w pewnych sprawach i ja wysiadam. Proszę przyjedź.
Isabelle Moore

***
- Wejdź do środka, jak przyniosę śpiącego królewicz - rzucając Niallowi klucze, które z ledwością złapał, otworzyłam drzwi od strony pasażera, po czym odpinając pas wzięłam delikatnie synka na ręce, który jedyne co zrobił przez sen, to mruknął niezadowolony i wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Uśmiechając się delikatnie, wniosłam go do domu, po czym kładąc na kanapie przykryłam kocem - Normalnie śpi jak tatuś - zaśmiałam się do Niall'a, który stał w progu i obserwował co robię.
- Też taki śpioch? - zapytał zaciekawiony unosząc jedną brew do góry.
- Oo tak - śmiejąc się cicho, złapałam blondyna za rękę i zaprowadziłam do kuchni, gdzie puszczając jego dłoń, wzięłam czajnik do rąk i wypełniając go wodą postawiłam na podpalonym gazie - Mógł spać cały dzień i całą noc i nadal mu było za mało - uśmiechając się na samo wspomnienie śpiącego bruneta, wyjęłam dwa kubki z szafki - Zwykła czy owocowa? - zapytałam w międzyczasie.
- Zwykła i dlaczego mówisz o nim w trybie przeszłym? - zapytał spokojnie opierając się rękami o blat małego stołu, który stał w kuchni.
- Ponieważ nie jesteśmy razem - uśmiechając się delikatnie w stronę blondyna, wrzuciłam po torebce zwykłej herbaty do każdego z kubków i opierając się tyłem o brzeg szafki, czekałam na zagotowanie się wody.
- Zostawił cię? - zapytał zdziwiony.
- Można tak powiedzieć - wzruszając ramionami, spojrzałam chłopakowi prosto w jego niebieskie oczy - Wyjechał jeszcze przed tym zanim dowiedziałam się o ciąży - słysząc gwizd czajnika, wyłączyłam kuchenkę i jak gdyby nigdy nic, nałożyłam na dłoń rękawicę i łapiąc czajnik za rączkę, zalałam herbatę wrzątkiem. 
- A wie, że ma dziecko? - dziękując mi kiwnięciem głowy, za postawienie herbaty na stole, wziął cukierniczkę i zaczął słodzić kiedy ja w międzyczasie siadałam naprzeciw niego.
- Przeprowadził się wraz z rodziną do innego miasta - powiedziałam spokojnie, odbierając z rąk Nialla cukierniczkę, po czym wsypałam do herbaty 3 łyżeczki białego cukru - Ale wysłałam list do jego babci, która mieszka w Londynie i gdzie prawdopodobnie zatrzymała się jego rodzina. Wysłałam mu kilka listów, ale na żaden nie dostałam odpowiedzi - wyciągając torebkę od herbaty na talerzyk spojrzałam na blondyna z uśmiechem. 
- Wiele stracił idiota jeden - posyłając mi pocieszający uśmiech, chłopak wyciągnął dłoń po czym pocieszycielsko pogłaskał mnie delikatnie po mojej ręce - Ale jak chcesz teraz możesz wysyłać do mnie listy, a ja obiecuję ci odpowiedzieć na każdy - zabierając dłoń, spojrzał na mnie z powagą w oczach.
- Przecież cię nawet nie znam - zaśmiałam się bezradnie.
- Wiesz, że nazywam się Niall Horan i że mam 21 lat, reszty się dowiesz z korespondencji - uśmiechając się szeroko, napił się swojej gorącej herbaty.
- Dziękuje Niall - uśmiechając się delikatnie wzięłam kubek do rąk i upiłam łyk gorącego napoju. Słysząc jednak tupot małych nóżek na panelach, odstawiłam kubek na stolik i odsuwając krzesła do tyłu, spojrzałam z czułością na zaspanego synka, który nie zauważając Nialla, wpakował się do mnie na kolana i mocno się przytulił - Wstałeś już? - zapytałam chłopca, głaszcząc go delikatnie po czarnych jak heban włoskach. 
- Taaa - wymamrotał pomiędzy ziewaniem - Chcę ciastko - powiedział nagle, po czym wstając z moich kolan podszedł do szafki i wyciągając paczkę ciastek, ponownie wdrapał się na moje kolana i przypatrując się przenikliwie blondynowi, wziął jedno ciastko i zaczął jeść - Theodore Moore jestem - powiedział nagle wystawiając rękę do przodu w stronę oniemiałego Niall'a.
- Niall Horan - odpowiedział szybko blondyn i uścisnąwszy dłoń mojego syna, spojrzał na mnie z zapytaniem w oczach.
- Testuje cię - zaśmiałam się delikatnie czochrając włosy synka - Jest strasznie nieufny wobec nowo poznanych ludzi.
- uff a już myślałem, że tylko mnie nie polubił - oddychając z ulgą, chłopak wyjął nagle z kieszeni wibrujący telefon - Przepraszam to coś ważnego - wychodząc z kuchni do przedpokoju, posłał w moją stronę przepraszające spojrzenie. Uśmiechając się do niego delikatnie, zdjęłam synka z kolan i sadzając go na wolnym krzesełku, wzięłam ze stołu puste kubki po herbacie i wstawiając je do zlewu, zaczęłam je zmywać.
- Mamo kim jest ten cały Niall? - zapytał nagle Theo, przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.
- kolega - uśmiechając się delikatnie do synka, odstawiłam kubki na suszarkę, a sama zaczęłam wycierać ręce w ścierkę, która leżała na kuchennym blacie.
- przepraszam Isabelle, ale ja już muszę się zbierać ponieważ spotkanie odbędzie się wcześniej - przepraszając mnie od razu od przekroczenia progu kuchni Niall podszedł bliżej mnie i pocałował mnie delikatnie w policzek, dziękuje ci za wszystko i tutaj masz mój numer i adres - uśmiechając się szeroko, wręczył mi do ręki mały skrawek papieru z nabazgrolonymi jakimiś literkami i cyferkami - Nie zapomnij do mnie napisać - machając na pożegnanie Theo, wyszedł z mojego domu, jak gdyby nigdy nic. Pozostał po nim tylko skrawek białego papieru, na którym widniał niebieski tusz z długopisu.
 ***
24.02.2015r.
Hej Niall
Obiecałam, a ja każdą swoją obietnicę spełniam, więc o to masz swój wymarzony list od mojej skromnej osoby. Od pamiętnej naszej przejażdżki minął już jakiś czas, ale dopiero teraz znalazłam chwilę na napisanie tego o to obiecanego listu. Jak wiesz samotnej matce nie jest łatwo, zwłaszcza gdy mały urwis za każdym razem gdy zbieram się do napisania listu, wymyśla sobie zabawę w Indian i złodziei. No, ale mniejsza o mnie. Co u ciebie? Interesy w Bradford poszły po twojej myśli? A może to także było kłamstwem jak piłka nożna (wybacz musiałam, ale jakoś nie wierzę ci w ten twój cały sport). Mam nadzieję, że nie obrazisz się za długość tego listu, ale nie mam pojęcia co mogę jeszcze napisać, jak mówią pierwszy raz jest najtrudniejszy, więc do następnego. Trzymaj się Niall.
Isabelle xx
***


wtorek, 13 października 2015

{02} Rozdział 2

14.02.2013 r.
Witaj!
Piszę ponownie do ciebie list, chociaż może jest to głupie, ponieważ na ostatni nie dostałam żadnej odpowiedzi. Masz prawo nie ingerować w nasze życie, w końcu każdy człowiek ma wolną wolę. Pomimo to chce napisać ci co u Theo. Dzisiaj nasz szkrab kończy rok. Jest bardzo żywiołowym dzieckiem, ale i mądrym. Już zaczął chodzić co jest szybkie, ponieważ większość dzieci zaczyna stawiać pierwsze kroczki w wieku 14 miesięcy, a nie zaledwie 11. Uwielbia także malować kredkami, co ułatwia mi pracę. Jego twórcze "bazgroły" wypełniają całą powierzchnię mojej lodówki, ponieważ są na swój sposób prześliczne. Co by tu więcej dodać, chłopiec rośnie jak na drożdżach i już podbija serca wszystkich kobiet wokoło. Mam nadzieję, że kiedyś zechcesz go poznać. Słyszę również w radiu jak jest o was coraz głośnie. Kolejna płyta, kolejna trasa koncertowa, a także kolejna dziewczyna w twoim życiu. Cieszę się, że ci się układa. Może tak jest lepiej. Może to ten na górze tak zdecydował, że będę wychowywała Theo sama, a ty będziesz się rozwijał muzycznie. Nie mam do ciebie o to żalu, ale nadal nie mogę oglądać cię w telewizji ponieważ wspomnienia wracają. Jestem w tym momencie żałosna, ale nawet nie wiem jak wyglądają twoi koledzy z zespołu. Powodzenia na nowej drodze życia.
Isabelle Moore

***
- Theo! - krzyknęłam radośnie do chłopczyka, który nie tylko umazał swoją buzię klejącą się watą cukrową, ale również twarz i włosy, mojej starszej siostry.
- Nic się nie martw, umyje się to - powiedziała blondynka, łaskocząc delikatnie mojego synka, po jego brzuszku, wywołując tym samym u niego napad śmiechu.
- Łobuzy - zaśmiałam się delikatnie, po czym poprawiając torebkę na ramieniu, chwyciłam synka za rękę - idziemy do domu - powiedziałam pewnie, co wywołało salwę sprzeciwu - I to bez dyskusji - ucięłam po chwili.
- I kto by pomyślał, że ty kiedyś też umiałaś się bawić - mruknęła pod nosem naburmuszona Ellie, wywołując u mnie chichot.
*** 
Siedząc w kuchni rano, popijałam jak zawsze swoje Latte, przygryzając je maślanym bajglem. Myśląc o przeróżnej tonacji kolorystycznej migdałów ( po co ograniczać się do niebieskich, jeżeli jest cała gama kolorów), wpatrywałam się uparcie w obraz na ścianie, który przedstawiał miskę z owocami.
- Co ty taka zamyślona z rana? - zapytał ze śmiechem tata, składając na moim czole pocałunek, który wybudził mnie z porannej zadumy. 
- Myślę - powiedziałam otępiało, po czym ugryzłam pieczywo, które trzymałam w dłoni.
- Nad czym? - siadając naprzeciwko mnie, napił się ze swojego kubka, czarnej, mocnej kawy, którą uwielbiał.
- Czy naprawdę aż tak się zmieniłam? - zapytałam smutno, opuszczając głowę do dołu - To prawda, że już nie umiem się bawić jak dawniej?
- Aniołku, czasami trzeba wydorośleć - powiedział pewnie, kładąc swoją dużą dłoń na mojej, w geście pocieszenia - Ale to nie oznacza, że nie możesz być również w jakimś stopniu dzieckiem - uśmiechając się lekko, poklepał mnie po ręce - ponieważ dla mnie zawsze będziesz malutka Bells - powiedział czule, a następnie zabierając swoja dłoń  z mojej, chwycił ucho od swojego kubka i wyszedł z nim do salonu, gdzie jak codziennie rano, czytał jeden rozdział książki, aby następnie wyszykować się i pójść do pracy.
- Dziękuje tato - szepnęłam cicho dojadając swoje śniadanie.
***
Jadąc samochodem, po raz kolejny spojrzałam kątem oka co robi Theo, widząc jednak jego zamknięte oczka i lekko otwarte usteczka, uśmiechnęłam się pod nosem. Manewrując sprawnie po jezdni, odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam upragniony znak drogowy, oznajmiający, że do Bradford pozostało jedynie już do przejechania 15 km. Przyciskając lekko pedał gazu, rozpędzając auto do 90 km/h, mknęłam prosto przez wiejską drogę w terenie niezabudowanym. Widząc jednak jakieś ciemne audi na poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi, zwolniłam. Zauważając bezradnego chłopaka, stojącego przy otwartej masce samochodu, postanowiłam mu pomóc. Zatrzymując mój samochód na poboczu tuż przed autem mężczyzny, włączyłam awaryjki i upewniając się, że Theo śpi, wyszłam po chichu z samochodu na zewnątrz.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam dość głośno, aby mężczyzna mógł mnie usłyszeć z odległości, która była między nami.
- Nie wiem co się stało - powiedział bezradnie, odwracając się do mnie przodem - Jechałem spokojnie i nagle bęc coś zabrzęczało, a samochód przestał działać - patrząc oniemiała na wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna, odchrząknęłam, po czym upewniając się jeszcze raz, że synek śpi, podeszłam do chłopaka.
- Możliwe, że siadł silnik, albo skrzynia biegów - powiedziałam niepewnie, stając przy chłopaku, aby spojrzeć we wnętrzności samochodu - Ale nie jestem pewna, ponieważ mechanik ze mnie żaden - zaśmiałam się cicho.
- No to jestem w kropce - powiedział podłamany, zamykając klapę maski - Za dwie godziny mam spotkanie w Bradford, a pomoc drogowa przyjdzie dopiero za godzinę, a taksówka, jak znajdzie czas na kolejnego klienta, to za dwie- chowając twarz w dłoniach, oparł się o maskę - To jakiś cholerny pech - wymamrotał cicho, pod nosem.
- Mogę cię podwieźć - powiedziałam spontanicznie, nawet się nie zastanawiając co mówię - I tak jadę do Bradford, a jak nie przeszkadza ci siedzenie z tyłu to mogę cię zabrać ze sobą - powiedziałam, brnąć dalej w to gówno.
- A nie boisz się, że coś ci zrobię? - zapytał zaskoczony, zdejmując dłonie z twarzy, dzięki czemu mogłam spojrzeć w jego przejrzyście błękitne oczy.
- Ktoś kto ma takie zamiary, nie pyta się o to - stwierdziłam wzruszając ramionami - A więc jak?
- To ja skorzystam z twojej pomocy - powiedział radośnie, a na jego ustach pojawił się mały uśmieszek.
- No to zapraszam - uśmiechając się szeroko, poczekałam aż chłopak weźmie ze swojego auta plecak, po czym upewniając się, że jego auto jest zamknięte, wsiadł do mojego samochodu, na siedzeniu zaraz za kierowcą. Kręcąc z rozbawieniem głową, wsiadłam za kierownicę i zapinając pas, odwróciłam się do chłopaka twarzą.
- A tak w ogóle Isabelle jestem - uśmiechając się szeroko, wystawiłam dłoń do przodu.
- Niall miło mi - uśmiechając się szeroko, chłopak uścisnął moją dłoń.
***
- Nie uwierzę póki nie zobaczę - powiedziałam radośnie, patrząc na chłopaka przez wsteczne lusterko.
- Ale mówię prawdę - wymamrotał chłopak, pomiędzy salwami śmiechu.
- Nie wierzę - prychnęłam pod nosem - Ty i piłka nożna to jak słoń i skład porcelany - zadowolona ze swojego porównania, skręciłam w drogę, która prowadziła do głównej ulicy w Bradford.
- To tak samo jakbym powiedział, że ty i dziecko to dwie różne bajki, a jak widać możliwe - powiedział pewny siebie, patrząc roześmianym wzrokiem na wciąż śpiącego Theo.
- Niech ci będzie - powiedziałam po chwili, przełamując swój upór - Ale w zamian za to idziesz do mnie na herbatkę.
- A jak nie pójdę? - zapytał przekornie unosząc jedną brew do góry.
- To i tak cię wysadzę dopiero pod moim domem - zaśmiałam się głośno, skręcając w odpowiednią uliczkę, która miała nas doprowadzić do przedmieścia miejscowości, gdzie na spokojnym i przede wszystkim strzeżonym osiedlu, stał mój dom. 

wtorek, 6 października 2015

{01} Rozdział 1

28 Luty 2012 r.
Cześć!
    Zdecydowałam się w końcu do ciebie napisać. Wiem, że nie rozmawialiśmy już tak długo, a ty stajesz się coraz bardziej sławny. Twój zespół jest już wszędzie rozpoznawalny, pierwsza płyta, pierwsze spotkania z fanami, a nawet zaplanowana ogólnoświatowa trasa koncertowa. Życzę ci szczęścia w spełnianiu marzeń. W końcu to tego od zawsze pragnąłeś, poczuć się jak wolny ptak jako gwiazda estrady. Ty spełniłeś swoje marzenia, a ja? Ja pozostałam tutaj w Bradford. Pomimo małych przeciwności, planuje zakończyć szkołę i zostać architektem krajobrazu i wnętrz. Ale nie po to piszę do ciebie ten list. Jest ważniejsza sprawa.
  Pamiętasz naszą ostatnią noc?  Nie chodzi mi tutaj o wyznania miłości z twojej strony, które okazały się kłamstwem. Chodzi mi o ten szczególny moment, kiedy pozwoliłeś mi dotknąć nieba. Kiedy po raz pierwszy poczułam co to zbliżenie dwóch różnych sobie osób, w jedną spójną całość. Otóż tamtej nocy zapomnieliśmy o jednej w tamtej chwili nie ważnej rzeczy. Zapomnieliśmy o skutkach naszej decyzji, które doprowadziły do tego, że 14 lutego 2012r, urodził się nasz syn. Tak dobrze przeczytałeś NASZ SYN. Mierzył dokładnie 58 cm, a jego waga szacowana była na 3,5 kg. Duży chłopczyk po tatusiu. Nazwałam go Theo. Jest prześliczny. Ma ciemne włosy po tobie, taka sama czerń, która idealnie kontrastuje z żywą zielenią oczu, które odziedziczył po mnie. To naprawdę piękne dziecko i nie mówię tego jako zaślepiona matka, mówię tak ponieważ odziedziczył urodę po tobie. Musiałam ci to napisać, wiem, że to zakłóci twój rytm pracy, ale masz prawo do poznania prawdy o tym, że masz dziecko.
Dziękuje za przeczytanie 
Isabelle Moore.

14.02.2015 r.
- Kochanie chodź do mamusi - uśmiechając się szeroko do 3-letniego synka, wystawiłam ręce do przodu, w których już po chwili chłopczyk się znajdował, a ja przytulałam jego drobne ciałko do swojego.
- Jedziemy już - zapytał podekscytowany, wyrywając się z mojego uścisku, aby już po chwili skakać po całym pokoju.
- Jeszcze momencik - uśmiechając się szeroko do dziecka, chwyciłam za rączkę małej walizki na kółkach i biorąc z kuchennej wyspy klucze od domu i samochodu, skierowałam się ku drzwi prowadzących na zewnątrz. Zostawiając je otwarte, wyszłam na podjazd, gdzie przed moim małym, ale przytulnym domkiem stał zaparkowany mój samochód, który dostałam od rodziców zaraz po zakończeniu nauczania. Otwierając bagażnik wsadziłam do niego walizkę, po czym ruszyłam w stronę domu, gdzie biorąc na ręce Theo, wzięłam jeszcze z fotela, naszykowany plecak z przekąsami dla synka. Wychodząc z mieszkania, zamknęłam drzwi i podchodząc do auta, posadziłam małego na foteliku, który ustawiony był na miejscu pasażera z przodu, a plecaczek położyłam u jego stóp. Kiedy tylko upewniłam się, że pasy zostały poprawnie zapięte, a Theo jest wygodnie, wsiadłam do auta na miejscu kierowcy i blokując od razu drzwi i okna, zapięłam pasy i odpalając silnik ruszyłam w drogę. 
***
- Kochanie wstajemy jesteśmy na miejscu - głaszcząc delikatnie buzie dziecka, uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy ze zmarszczonymi brwiami odsunął moją rękę i odwracając się ode mnie spał dalej w najlepsze. Normalnie jak tatuś.Zamykając na moment oczy, na samo wspomnienie chłopaka, wzięła głęboki oddech, a następnie ponownie zaczęłam dotykać buzi dziecka.
- jeszcze pięć minut - wymamrotał zaspany, na co cichutko zachichotałam.
- No to wyjście na karnawał z ciocią Elly się opóźni - powiedziałam z udawanym smutkiem, ale widząc szybką reakcje Theo zaczęłam się śmiać. Gdyż chłopczyk nie tylko otworzył oczy, ale nawet wziął się już za odpinanie pasów - Poczekaj już ci pomagam - zaśmiałam się cicho, po czym odpinając pas bezpieczeństwa, wyszłam z samochodu i otwierając drzwi synkowi, puściłam go przodem do domu rodziców, a sama wyjęłam jeszcze walizkę z auta, z która skierowałam się w stronę otwartych drzwi, gdzie z Theo na rękach stała mama, z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wchodź do środka - powiedziała radośnie, kierując się z małym na rękach w stronę salonu, gdzie oprócz znudzonej Elizabeth, na fotelu siedział tata czytając jakąś książkę. 
- Cześć - powiedziałam uśmiechając się do wszystkich, na co tato odłożył książkę na stoliczek, po czym podchodząc do mnie przytulił mnie mocno do siebie.
- Witaj w domu księżniczko - wymamrotał cicho do mojego ucha, po czym odsuwając się ode mnie, podszedł do mamy - Hej Teddy - mówiąc czule do swojego wnuka, wziął go na ręce - Chodź zobaczyć co dziadek kupił dla ciebie - kierując się z chłopcem w stronę schodów, posłał nam uśmiech i wyszedł.
- Nie musicie go tak rozpieszczać - powiedziałam speszona. Owszem jestem samotną matką, a moja rodzina jest "dziana", ale nie po to zrezygnowałam z przeprowadzki do Londynu, aby ich naciągać. I tak głupio mi było, kiedy na początku swojej pracy nie miałam za wiele klientów i musiałam korzystać z pieniędzy rodziców. Chciałam im to wszystko oddać, ale się nie zgodzili, ponieważ stwierdzili, że to prezent dla mnie i Theo.
***
- Theo! - krzyknęłam głośno, za chłopcem, który nie zważając na tłumy ludzi, wyrwał się z uścisku mojej ręki, aby właśnie teraz biec w stronę stoiska z watą cukrową.
- Pobiegnę za nim - powiedziała szybko Eli, po czym zniknęła na moment, aby już po chwili trzymać chłopca w objęciach i wybierać smak i kolor cukrowego przysmaku.
- Ja kiedyś osiwieje z tego strachu - mruknęłam pod nosem, po czym poprawiając torebkę na ramieniu ruszyłam do przodu, tym samym popychając niechcący jakiegoś chłopaka - Przepraszam - powiedziałam przerażona, łapiąc mężczyznę za rękę, aby ułatwić mu złapanie równowagi.
- Nie ma sprawy - uśmiechając się szeroko, machnął ręką i łapiąc za rękę jakąś dziewczynę o liliowych włosach zniknął mi z pola widzenia. Stojąc z otwartą buzią, jeszcze przez moment patrzyłam z przerażeniem, jak ojciec mojego dziecka, znika z dziewczyną za rogiem.
- To nie dzieje się naprawdę - wyszeptałam otumaniona, podchodząc do siostry i synka.

Przepraszam nawaliłam, chciałam dobrze, a wyszło do kitu i to dosłownie. Prze-sadziłam z tym. W ogóle akcja się nie kręci, chociaż co wymagać to dopiero pierwszy rozdział, ale i tak nie jestem z niego zadowolona, ale nie mam za bardzo czasu poprawiać, więc niech już zostanie ;( Ale postaram się aby następny był o wiele lepszy ;*
PS. Domyślacie się miśki, kto może być ojcem Theo? 


niedziela, 4 października 2015

{00} prolog

Maj 2011
- Boję się trochę - powiedziałam niepewnie patrząc chłopakowi prosto w oczy.
- Nie ma czego - uśmiechając się delikatnie, przysunął swoją twarz bliżej mojej, po czym łapiąc mnie delikatnie za policzki przyciągnął do siebie i delikatnie pocałował.
- Ale jesteś pewien? - zapytałam szybko, odsuwając się od chłopaka.
- Zaufaj mi - powiedział prosząco, patrząc mi prosto w oczy.
- Okej - wymamrotałam, przełykając głośno ślinę. Czując duże dłonie chłopaka, na swoich biodrach, zamknęłam na moment oczy po czym biorąc głęboki oddech, dałam się ponieść tej wyjątkowej chwili....
***
- Izzy ja przepraszam - powiedział poważnie chłopak, stojąc przede mną z dłońmi w kieszeniach i opuszczoną głową do dołu - Nie chciałem żeby tak wyszło.
- O co chodzi? - zapytałam spokojnie, chociaż w mojej głowie panował zamęt, a moje serce uderzało z prędkością 180 km/h.
- Ja się przeprowadzam do Londynu - unosząc głowę do góry, spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami - Dostaliśmy szansę wypromowania naszego zespołu, nie możemy jej zmarnować - dodał po chwili milczenia.
- A więc to koniec, tak? - zapytałam cicho czując napływające łzy pod powiekami - Przespałeś się ze mną i zostawiasz? O to ci właśnie tylko chodziło? - rzucając oskarżające pytania, uniosłam dłoń, do góry - Poddaje się, idź i spełniaj swoje marzenia.
- To nie tak - przewracając oczami, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam iść do swojego domu - Izzy daj mi wytłumaczyć - wyszeptał chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Dla mnie nie istniejesz - warknęłam, wyrywając rękę z mocnego uścisku jego dłoni.

BOHATEROWIE

Isabelle Moore (Izzy)
Theo Moore (T.) 

Zayn Malik (Bradford Bad Boy)

Elizabeth Moore (Lizzy)


Luke Hemmings (Hemmo)

Niall Horan (Nialler)
Liam Payne (Payno)
Harry Styles (Hazza)
Louis Tomlinson (Tommo)

Louise Cookie (Lou/ Sisi)

Jessica Jordan (JJ)

Melody Summers (Melly)