poniedziałek, 16 listopada 2015

{05} Rozdział 5

Decydując się na wersję, że wczorajsze zobaczenie Zayna, na podjeździe domu obok, było tylko złudzeniem bądź snem, założyłam  na bose stopy kapcie i nie przejmując się, że jestem ubrana jedynie w piżamę, która składała się z krótkich różowych spodenek i białej koszulki z jakimiś misiami, zeszłam na dół do kuchni gdzie już zastałam Lou, Theo i Luke'a.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, wstawiając w tym samym czasie wodę na herbatę.
- Hej - wymamrotał szczęśliwy Hemmings, pokazując przy tym rządek swoich bielutkich od wybielania ząbków.
- Bry - wymamrotała zaspana Lou, leżąc całym ciałem na blacie stołu.
- Mamuś zrobisz mi płatki?- słysząc pytanie synka, jedynie posłałam mu uśmiech i kiwając głową na zgodę, wyciągnęłam z szafki jego ulubioną miskę i pudełko czekoladowych kulek.
- W ogóle jakaś pani tu była jak spałaś - powiedział nagle Luke, zwracając tym samym na siebie uwagę.
- Co chciała? - zapytałam zalewając płatki mlekiem.
- Mówiła coś o jakiś nowych sąsiadach i coś o jakimś cieście - wzruszając ramionami, wziął kęs swojej kanapki - Jakaś dziwna była - dodał z pełną buzią, przez co wypluł trochę zawartości swojej jamy ustnej na stół.
- Jesteś obrzydliwy - powiedziała zniesmaczona Louise, podnosząc się do pozycji siedzącej - I, że jestem twoją fanką, to żenujące - dodała po chwili, przybijając sobie tak zwanego "facepalma".
- Jesteś fanką bo jestem zajebisty - powiedział zadowolony blondyn, oblizując sobie palce.
- Raczej byłam fanką dopóki nie poznałam swojej zajebistości na żywo - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się delikatnie - Tak mnie oślepiła swoim blaskiem, że oślepłam i już zamiast Boskiego Luke'a Hemmingsa widzę Śmierdzącego Luke'a Nie umiejącego normalnie zjeść Hemmingsa.
- Zołza - powiedział rozbawiony chłopak, wystawiając w jej stronę język.
- Dzieci - przewracając oczami, zaśmiałam się pod nosem i stawiając przed synem miskę z płatkami, postawiłam swoją herbatę na stolę i zajęłam wolne miejsce naprzeciwko Theo.
***
Słysząc pukanie do drzwi, przewróciłam oczami i odkładając książkę na stolik do kawy, uprzednio zaznaczając gdzie skończyłam czytać, ruszyłam w stronę drzwi, które z zamachem otworzyłam.
- Hej - widząc uśmiechniętą twarz Nialla, przed sobą, stałam jak wryta i nie wiedziałam co robić, opcja a) zamknąć drzwi i ponownie je otworzyć, aby zobaczyć czy to nie sen, b) Udać, że go nie znam zamknąć drzwi i powrócić do czytania książki c) Przywitać się z blondynem i wpuścić go do środka. Hmm trudny wybór.
- Hej - uśmiechając się szeroko, gestem ręki zaprosiłam go do środka - Wchodź - A więc opcja c) wygrała.
- Przyszedłem się przywitać i zapytać czy kawa nadal aktualna? - uśmiechając się szeroko, stanął obok drzwi i czekał na moją decyzję.
- Hmm jasne - wymamrotałam poprawiając nerwowo włosy, które opadały mi cały czas na twarz - Dasz mi tylko pięć minut na przebranie? - zapytałam, marszcząc delikatnie brwi.
- Jasne - kiwając głową, spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- To może rozgość się w salonie, zaraz będę - wbiegając szybko po schodach, wpadłam do swojego pokoju i zdejmując z siebie dresy i koszulkę, w samej bieliźnie podbiegłam do szafy i otwierając ją szeroko zaczęłam szukać, czegoś co by się nadawało do ubrania. Decydując się w końcu na przewiewną sukienkę do kolan na ramiączka, szybko założyłam ją na siebie i poprawiając swoje blond włosy, chwyciłam w garść małą czarną torebkę, gdzie miałam już portfel i dokładając tam telefon, wybiegłam z pokoju i zbiegając po schodach wpadłam do salonu, gdzie Niall rozmawiał z Lukiem, tak jakby się już bardzo dobrze znali.
- Możemy już iść - powiedziałam z uśmiechem do chłopaka, który słysząc moje słowa, przybił z Hemmo piątkę i podszedł do mnie.
- No to idziemy Izzy - uśmiechając się przyjaźnie ruszył w stronę wyjścia, gdzie poczekał aż założę na stopy czarne vansy.
***
- Znasz się z Lukiem? - zapytałam zaciekawiona, patrząc na blondyna, który siedział naprzeciwko mnie przy stoliku w przytulnej kawiarence pani Sugg.
- Był z nami w trasie - powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Przecież Luke jest piosenkarzem, a nie piłkarzem - powiedziałam zdezorientowana.
- Też jestem piosenkarzem - powiedział chłopak wzruszając ramionami - Czekaj, czekaj to ty nie wiesz? - zapytał zaskoczony, a jego usta przybrały kształt litery "o".
- Ale czego? - zapytałam marszcząc brwi.
- Śpiewam w sławnym zespole - powiedział powoli.
- Coś typu The Wanted? - zapytałam przypominając sobie jak kiedyś na studiach, moja znajoma szalała na punkcie jakiegoś Max'a, czy jakoś tak.
- Nasza nazwa jest trochę inna - bawiąc się swoim kubkiem, unikał mojego spojrzenia - Nazywa się One Direction - kiedy tylko wymówił tą nazwę, poczułam jak moje serce na moment staje aby już po chwili bić w przyspieszonym rytmie.
- Słyszałam kiedyś o tym zespole - wymamrotałam niepewnie - To tam śpiewa Zayn Malik?
- Już nie - powiedział smutno - Odszedł od nas jakiś czas temu.
- To jak się stało, że taki sławny koleś jak ty wylądował w Bradford? - zapytałam, odchrząkując aby pozbyć się chrypy, a także aby zmotywować się, aby nie oceniać książki po okładce.
- Postanowiliśmy całym zespołem zamieszkać z dala od zgiełku i wznowić więź jaka nas łączy - wzruszając ramionami spojrzał na mnie z rumieńcami na twarzy - Nie przeszkadza ci, że jestem sławny? - zapytał nieśmiało.
- A to ty sławny jesteś? - zapytałam przekornie z uśmiechem - Dla mnie jesteś Niallem Horanem, zagubionym chłopakiem, któremu zaniemógł samochód i któremu pomogłam na drodze, chłopakiem z którym wymieniam od czasu do czasu korespondencję oraz ze zwykłym człowiekiem który jest jak każdy z nas, tylko jego marzenia się spełniły.
- Ooooo - wymamrotał zarumieniony chłopak - Dziękuje to wiele dla mnie znaczy - wymamrotał zmieszany.
- No to teraz opowiadaj jak to jest być sławnym, ale nadal normalnym chłopakiem.
- To jest niesamowite - zaczął opowiadać, a jego oczy zaczęły błyszczeć jak gwiazdy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że to normalny chłopak, który spełnia swoje marzenia i kocha to co robi.
***
- Dziękuje za wspaniały dzień - powiedziałam zgodnie z prawdą, stając przed blondynem, który uparł się, że odprowadzi mnie pod same drzwi.
- To ja dziękuje, że nie uciekłaś jak dowiedziałaś się prawdy - uśmiechając się nieśmiało w moją stronę, przytulił mnie delikatnie na pożegnanie i ruszył w stronę furtki, mijając po drodze Lou, która szła z Theo do domu.
- Czy to był Niall Horan z One Direction? - zapytała podchodząc do mnie.
- Tak - powiedziałam uśmiechając się lekko.
- Serio? - powiedziała załamana, wpuszczając młodego do domu - Dzisiaj serio mam jakiegoś pecha.
- Jak to? - zapytałam nie rozumiejąc jej słów. Z tego co wiedziałam to kiedyś była ich fanką i nadal ma kilka ich piosenek na telefonie.
- To jakiś koszmar - powiedziała powoli, zdejmując buty w hallu - Stałam przy kasie na swojej zmianie w supermarkecie, kiedy wpadło mi do sklepu jakiś czterech debili i rozbijali się sklepowymi wózkami po alejkach, śmiali się głośno, hałasowali, jednym słowem dzicz w mieście - kierując się za dziewczyną do salonu, siadłam naprzeciwko niej - Olewałam ich ile się dało, ale jak podeszli do kasy do nawrzeszczałam na nim, że tak się nie wolno zachowywać i że inni chcą zrobić zakupy w normalnym miejscu, podnoszę na nich wzrok a to One Pieprzone Direction i wiesz co było najlepsze? Że stali jak te osły i nie wiedzieli co zrobić.
- Jak to czterech? - zapytałam marszcząc brwi.
- No Liam, Louis, Harry i Zayn - powiedziała wzruszając ramionami - Bo jak się okazuje Niall był z tobą - poruszyła zabawnie brwiami do góry i dołu - Opowiadaj jak się stało, że znasz Nialla Horana?
- Nie tylko jego - wymamrotałam pod nosem, mając przed oczami, ciemno brązowe oczy Malika.
- A więc wszystko zaczęło się jak wracałam z Theo samochodem od rodziców z Londynu....

Mądra ja usunęłam jakoś rozdział, który napisałam wcześniej. Tak, tak brawa dla tej pani. Nie wiem jak to zrobiłam ;) Ale wydaje mi się, że ten jest trochę lepszy od poprzedniego ;) Proszę napiszcie mi wasze wrażenia oraz jak wam się podoba nowy szablon ;)
Zapraszam również na opowiadanie oczami Louise ;)

poniedziałek, 2 listopada 2015

{04} Rozdział 4

13.04.2015 r.
Nialler!
Co u ciebie nowego? Jak się czujesz? Mam nadzieję, że czarodziejski przepis babci Moore, pomógł ci w walce z tą okropną grypą. U nas także ostatnimi czasy za ładnie nie było. Zimno, deszczowo, a do tego jeszcze nadmiar pracy i mało czasu na zabawę z Theo, co odbiło się na jego humorach, które pokazywał coraz częściej. Na szczęście znalazł się ktoś kto mi pomógł. Nazywa się Louise i jest z daleka, przeprowadziła się tutaj na studia, szukała pracy i mieszkania więc postanowiłam jej pomóc. Nie tyle co ze mną mieszka, ale również pomaga w obowiązkach przy Theo. Mimo młodego wieku to zaradna dziewczyna i bardzo mądra. Cieszę się, że los postawił mi ją na drodze, może to rekompensata od losu za brak ojca w życiu mojego syna, a może to tylko przypadek. Nie mam pojęcia czas pokaże. Nie mogę się także doczekać twojej przeprowadzki tutaj. Mam ochotę zabrać cię na gigantyczną kawę, którą podają w nowo otwartym lokalu na głównej ulicy miasta. Czekam ze zniecierpliwieniem na twoją odpowiedź. 
Twoja przyjaciółka
Izzy xx
26.06.2015 r.
- LUKE! - krzyknęłam donośnie na blondwłosego chłopaka, który skakał po kanapie razem z moim 3 letnim synem - Zrobicie sobie krzywdę - powiedziałam już trochę łagodniej.
- Przestań robić w gatki, za każdym razem jak się w coś z młodym bawimy - puszczając mi oczko, odbił się mocno od miękkiej kanapy, po czym z hukiem spadł na podłogę. Łapiąc się za nogę, zaczął się głośno śmiać. Podchodząc powoli do niego, kucnęłam przy nim i pacnęłam go w ramie.
- Coś ci się stało? - zapytałam cicho, siadając na drewnianej podłodze, biorąc na kolana Theo, który zmartwiony patrzył na swojego ulubionego wujka.
- No coś ty - zaśmiał się szczerze, podnosząc się do pozycji siedzącej - Chcę to powtórzyć.
- Powaliło cię człowieku - przewracając oczami, poklepałam go po ramieniu, po czym kładąc mu małego na brzuchu, wstałam z podłogi, aby odebrać dzwoniący w kuchni telefon.
~ Tak? - zapytałam wciskając zieloną słuchawkę.
~Hejka Izzy - słysząc głos Nialla, uśmiechnęłam się delikatnie - Ta kawa z kwietnia nadal aktualna? - zapytał roześmiany, a w tle było słychać jakieś krzyki i wybuchy śmiechu.
~Jasne - odpowiedziałam lekko zdziwiona, marszcząc delikatnie brwi, na widok ciężarówki z firmy przewozowej, parkującej na podjeździe domu obok - Jak tylko przyjedziesz do Bradford to możemy gdzieś iść - dodałam odsuwając się od okna.
~No to jesteśmy umówieni - powiedział radośnie, po czym nasza rozmowa się zerwała. Marszcząc brwi w zdziwieniu, wcisnęłam czerwoną słuchawkę i blokując telefon, wcisnęłam go do kieszeni szortów które miałam na sobie.
- To było dziwne - mruknęłam pod nosem i kierując się z powrotem do salonu, spojrzałam z politowaniem na mojego kuzyna, który wraz z Theo, odwalał jakieś dzikie densy na środku stolika do kawy - Dzieci zbieramy się idziemy na plac zabaw - powiedziałam głośno wywołując tym samym salwę radości, ze strony tych 3-letnich dzieci. Przewracając jedynie oczami, skierowałam się do przedpokoju, gdzie wyciągając z szafki na buty, bordowe trampki zaczęłam wciskać je na stopy. Słysząc jednak stukot stóp na schodach, podniosłam głowę do góry, napotykając tym samym Louise, która w pośpiechu wybiegła z domu, rzucając jedyne krótkie "Pa".
- Gdzie Lou pobiegła? - zapytał uspokojony już Luke, stając obok mnie z moim synkiem na rękach.
- Pewnie szef z pracy dzwonił - wzruszając ramionami, wyprostowałam się i spojrzałam na chłopaków z dumą, ponieważ ten mniejszy jak i większy mieli już zawiązane buty na nogach - Idziemy?
- Jasne - odpowiedział szybko blondyn, po czym poprawiając sobie chłopczyka na biodrze, wyszedł na dwór, czekając na podjeździe, aż zamknę drzwi na klucz.
***
- Chcesz coś do picia? - zapytałam sie Luke'a, który bacznie przyglądał się Theo, czy aby na pewno nie dzieje mu się krzywda. 
- Nie dziękuje - powiedział szybko, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Ja idę po kawę - poinformowałam go, po czym wstając z ławki, wzięłam jedynie z torebki portfel i wiedząc, że z Lukiem jako opiekunek małemu nic się nie stanie, ruszyłam do kawiarenki, po drugiej stronie ulicy, gdzie była najlepsza kawa na wynos. Rozglądając się dokładnie przed ulicą, szybko przebiegłam przez ulicę i nie patrząc nawet na sylwetki jakiś chłopaków, stojących przed lokalem, chwyciłam za klamkę drzwi i pociągając je do siebie, weszłam do środka, uśmiechając się na sam zapach kawy, który dotarł do mojego nosa. nadal uśmiechając się szeroko do samej siebie, podeszłam do lady, gdzie obsługiwał Ed, biedny nastolatek, który dorabiał tu na swój pierwszy samochód.
- Hejka Eddy - przywitałam się z rudowłosym chłopakiem, wyciągając jak zawsze jedną z karteczek z wróżbami, która stała w wazie, zaraz przy słoiku na napiwki.
- Belle - uśmiechając się szeroko, chłopak wyprostował się, pokazując tym samym swoją wysoką sylwetkę, która przy moich 157 cm, górowała i to bardzo - To co zawsze?
- Jasne - uśmiechając się do chłopaka, chwyciłam zgiętą kartkę, pomiędzy palce, po czym szybko ją wyprostowałam. Czytając wróżbę na dziś, uśmiechnęłam się pod nosem - Co ci dzisiaj wyszło? - zapytał rudzielec, włączając spieniacz do mleka. 
- "Samotny wilk ponownie wejdzie na ścieżkę twojego życia" - zacytowałam przewracając oczami - A szczęśliwe liczby na dzisiaj to 9, 22, 19 i 5 - dodałam na koniec, wciskając skrawek papieru do tylnej kieszeni szortów.
- Pani Chang znowu przy szalała z wróżbami - zaśmiał się Ed, podając mi kubek, na którym oprócz zdrobnionego imienia, widniał krasnalek.
- Widzę, że coraz lepiej ci idzie - śmiejąc się z kolejnego, lekko nieudolnego rysunku znajomego, zapłaciłam za kawę i ruszyłam w stronę wyjścia. Wychodząc na dwór, uśmiechnęłam się lekko do siebie, po czym mrużąc oczy spojrzałam radośnie na promienie słoneczne, które rozpieszczały nas dzisiaj swoją obecnością. Słysząc klakson samochodu, szybko otrząsnęłam się z krainy marzeń i upijając ze swojego kubka Karmelowe latte, ruszyłam w drogę powrotną na plac zabaw. Ponownie przechodząc obok tych chłopaków, wydawało mi się, że mignęła mi jasna czupryna Nialla, ale szybko rezygnując z tej myśli, wróciłam do Luke'a i Theo, którzy bawiąc się w łapki czekali na mój powrót. 
***
Słysząc pukanie do drzwi, skrzywiłam się nieznacznie, po czym wstając z kanapy ruszyłam do przedpokoju, czekając na cud, że ktokolwiek jest pod moimi drzwiami już sobie poszedł, ale ciągłe "pukanie" do drzwi, utwierdziło mnie w myśli, że ktoś namolny postanowił przyjść z wizytą o godzinie 19 w ten jakże cudowny dzień. Przekręcając klucz w drzwiach, bardzo powoli otworzyłam drzwi, co ułatwiło mi zobaczenie twarzy, nieznanego mi chłopaka. Marszcząc delikatnie brwi, otworzyłam szerzej i przeskanowałam go wzrokiem. Około 22 lal, 185 wzrostu, krótkie brązowe włosy i tego samego koloru oczu oraz cecha charakterystyczna znamię na szyi. Nie nie znam.
- Przepraszam za najście - słysząc jego głęboki, ale melodyjny głos, poczułam się jak małe dziecko - Jestem nowym sąsiadem z domu obok i przyszedłem z nietypową prośbą - drapiąc się nerwowo po karku, cały czas zerkał za siebie, jakby czekał na ratunek.
- Nic się nie stało - wydukałam zaskoczona, odchylając głowę do góry, aby mieć dobry widok na oczy bruneta - Więc co cię to mnie sprowadza? 
- Miałabyś pożyczyć rolkę papieru toaletowego? - zapytał zawstydzony, a jakie policzki przybrały barwę czerwonej cegły.
- Jasne - powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem, zaprosiłam go gestem dłoni, do wejścia do przedpokoju, a sama ruszyłam do składzika, gdzie trzymałam wszystkie przybory domowe. Biorąc z półki rolkę papieru, wróciłam do bruneta, który nadal stał na wycieraczce przed drzwiami i nerwowo rozglądał się dookoła - Proszę - podałam mu papier z uśmiechem na ustach - I już się tak nie wstydź to normalna rzecz  - dodałam, aby dodać mu trochę otuchy.
- Dziękuje - wymamrotał, po czym potykając się na schodach, szybko ruszyła do swojego domu, gdzie na podjeździe stał odwrócony do mnie plecami chłopak, ubrany w ciemne spodnie i czarną skórzaną kurtkę. Tajemniczy chłopak, jakby czując moje spojrzenie na swojej sylwetce odwrócił się w moją stronę przodem, tak że idealnie mogłam zobaczyć jego twarz. Otwierając szeroko oczy, szybko zamknęłam oczy, ale i tak zdążyłam zobaczyć jego zaskoczony wyraz twarzy i papieros, który z zaskoczenia wypadł mu z dłoni. Tajemniczym chłopakiem z podjazdu mojego sąsiada, był nie kto inny tylko on - Zayn Malik.
Czując napływające do oczu łzy, zjechałam po drewnianych drzwiach, na podłogę, gdzie nie patrząc na nic zaniosłam się szlochem.


Przepraszam ale jakoś nie umiałam się zmotywować do pisania i tak o to tym sposobem wyszedł ten chłam. Przepraszam ;( 
Mam też do was prośbę, chciałam zmienić szablon na opowiadaniu, ale nie umiem się zdecydować na nagłówek, pomożecie mi? Chyba, że może któraś z was zajmuje się czymś takim i chce mi pomóc? Proszę o komentarz ja naprawdę nie gryzę :P 
1)
2) 

3)