wtorek, 6 października 2015

{01} Rozdział 1

28 Luty 2012 r.
Cześć!
    Zdecydowałam się w końcu do ciebie napisać. Wiem, że nie rozmawialiśmy już tak długo, a ty stajesz się coraz bardziej sławny. Twój zespół jest już wszędzie rozpoznawalny, pierwsza płyta, pierwsze spotkania z fanami, a nawet zaplanowana ogólnoświatowa trasa koncertowa. Życzę ci szczęścia w spełnianiu marzeń. W końcu to tego od zawsze pragnąłeś, poczuć się jak wolny ptak jako gwiazda estrady. Ty spełniłeś swoje marzenia, a ja? Ja pozostałam tutaj w Bradford. Pomimo małych przeciwności, planuje zakończyć szkołę i zostać architektem krajobrazu i wnętrz. Ale nie po to piszę do ciebie ten list. Jest ważniejsza sprawa.
  Pamiętasz naszą ostatnią noc?  Nie chodzi mi tutaj o wyznania miłości z twojej strony, które okazały się kłamstwem. Chodzi mi o ten szczególny moment, kiedy pozwoliłeś mi dotknąć nieba. Kiedy po raz pierwszy poczułam co to zbliżenie dwóch różnych sobie osób, w jedną spójną całość. Otóż tamtej nocy zapomnieliśmy o jednej w tamtej chwili nie ważnej rzeczy. Zapomnieliśmy o skutkach naszej decyzji, które doprowadziły do tego, że 14 lutego 2012r, urodził się nasz syn. Tak dobrze przeczytałeś NASZ SYN. Mierzył dokładnie 58 cm, a jego waga szacowana była na 3,5 kg. Duży chłopczyk po tatusiu. Nazwałam go Theo. Jest prześliczny. Ma ciemne włosy po tobie, taka sama czerń, która idealnie kontrastuje z żywą zielenią oczu, które odziedziczył po mnie. To naprawdę piękne dziecko i nie mówię tego jako zaślepiona matka, mówię tak ponieważ odziedziczył urodę po tobie. Musiałam ci to napisać, wiem, że to zakłóci twój rytm pracy, ale masz prawo do poznania prawdy o tym, że masz dziecko.
Dziękuje za przeczytanie 
Isabelle Moore.

14.02.2015 r.
- Kochanie chodź do mamusi - uśmiechając się szeroko do 3-letniego synka, wystawiłam ręce do przodu, w których już po chwili chłopczyk się znajdował, a ja przytulałam jego drobne ciałko do swojego.
- Jedziemy już - zapytał podekscytowany, wyrywając się z mojego uścisku, aby już po chwili skakać po całym pokoju.
- Jeszcze momencik - uśmiechając się szeroko do dziecka, chwyciłam za rączkę małej walizki na kółkach i biorąc z kuchennej wyspy klucze od domu i samochodu, skierowałam się ku drzwi prowadzących na zewnątrz. Zostawiając je otwarte, wyszłam na podjazd, gdzie przed moim małym, ale przytulnym domkiem stał zaparkowany mój samochód, który dostałam od rodziców zaraz po zakończeniu nauczania. Otwierając bagażnik wsadziłam do niego walizkę, po czym ruszyłam w stronę domu, gdzie biorąc na ręce Theo, wzięłam jeszcze z fotela, naszykowany plecak z przekąsami dla synka. Wychodząc z mieszkania, zamknęłam drzwi i podchodząc do auta, posadziłam małego na foteliku, który ustawiony był na miejscu pasażera z przodu, a plecaczek położyłam u jego stóp. Kiedy tylko upewniłam się, że pasy zostały poprawnie zapięte, a Theo jest wygodnie, wsiadłam do auta na miejscu kierowcy i blokując od razu drzwi i okna, zapięłam pasy i odpalając silnik ruszyłam w drogę. 
***
- Kochanie wstajemy jesteśmy na miejscu - głaszcząc delikatnie buzie dziecka, uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy ze zmarszczonymi brwiami odsunął moją rękę i odwracając się ode mnie spał dalej w najlepsze. Normalnie jak tatuś.Zamykając na moment oczy, na samo wspomnienie chłopaka, wzięła głęboki oddech, a następnie ponownie zaczęłam dotykać buzi dziecka.
- jeszcze pięć minut - wymamrotał zaspany, na co cichutko zachichotałam.
- No to wyjście na karnawał z ciocią Elly się opóźni - powiedziałam z udawanym smutkiem, ale widząc szybką reakcje Theo zaczęłam się śmiać. Gdyż chłopczyk nie tylko otworzył oczy, ale nawet wziął się już za odpinanie pasów - Poczekaj już ci pomagam - zaśmiałam się cicho, po czym odpinając pas bezpieczeństwa, wyszłam z samochodu i otwierając drzwi synkowi, puściłam go przodem do domu rodziców, a sama wyjęłam jeszcze walizkę z auta, z która skierowałam się w stronę otwartych drzwi, gdzie z Theo na rękach stała mama, z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wchodź do środka - powiedziała radośnie, kierując się z małym na rękach w stronę salonu, gdzie oprócz znudzonej Elizabeth, na fotelu siedział tata czytając jakąś książkę. 
- Cześć - powiedziałam uśmiechając się do wszystkich, na co tato odłożył książkę na stoliczek, po czym podchodząc do mnie przytulił mnie mocno do siebie.
- Witaj w domu księżniczko - wymamrotał cicho do mojego ucha, po czym odsuwając się ode mnie, podszedł do mamy - Hej Teddy - mówiąc czule do swojego wnuka, wziął go na ręce - Chodź zobaczyć co dziadek kupił dla ciebie - kierując się z chłopcem w stronę schodów, posłał nam uśmiech i wyszedł.
- Nie musicie go tak rozpieszczać - powiedziałam speszona. Owszem jestem samotną matką, a moja rodzina jest "dziana", ale nie po to zrezygnowałam z przeprowadzki do Londynu, aby ich naciągać. I tak głupio mi było, kiedy na początku swojej pracy nie miałam za wiele klientów i musiałam korzystać z pieniędzy rodziców. Chciałam im to wszystko oddać, ale się nie zgodzili, ponieważ stwierdzili, że to prezent dla mnie i Theo.
***
- Theo! - krzyknęłam głośno, za chłopcem, który nie zważając na tłumy ludzi, wyrwał się z uścisku mojej ręki, aby właśnie teraz biec w stronę stoiska z watą cukrową.
- Pobiegnę za nim - powiedziała szybko Eli, po czym zniknęła na moment, aby już po chwili trzymać chłopca w objęciach i wybierać smak i kolor cukrowego przysmaku.
- Ja kiedyś osiwieje z tego strachu - mruknęłam pod nosem, po czym poprawiając torebkę na ramieniu ruszyłam do przodu, tym samym popychając niechcący jakiegoś chłopaka - Przepraszam - powiedziałam przerażona, łapiąc mężczyznę za rękę, aby ułatwić mu złapanie równowagi.
- Nie ma sprawy - uśmiechając się szeroko, machnął ręką i łapiąc za rękę jakąś dziewczynę o liliowych włosach zniknął mi z pola widzenia. Stojąc z otwartą buzią, jeszcze przez moment patrzyłam z przerażeniem, jak ojciec mojego dziecka, znika z dziewczyną za rogiem.
- To nie dzieje się naprawdę - wyszeptałam otumaniona, podchodząc do siostry i synka.

Przepraszam nawaliłam, chciałam dobrze, a wyszło do kitu i to dosłownie. Prze-sadziłam z tym. W ogóle akcja się nie kręci, chociaż co wymagać to dopiero pierwszy rozdział, ale i tak nie jestem z niego zadowolona, ale nie mam za bardzo czasu poprawiać, więc niech już zostanie ;( Ale postaram się aby następny był o wiele lepszy ;*
PS. Domyślacie się miśki, kto może być ojcem Theo? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz